Ja się zgodzę z gazetowym krytykiem, że ten film jest jak trzy godziny skakania pilotem po kanałach. Ale za to bardziej wciągający i jednak trochę mądrzejszy. W telewizji żaby nie padają. I to nie Hitchcock je wymyślił tylko co najmniej Mojżesz w Starym Testamencie. Zbierając w całość te wszystkie pokręcone wątki, dochodzę do wniosku, że cały film jest o dwóch rzeczach: o pokorze i przebaczeniu. Czyli wbrew temu co się wydaje - jest w swej wymowie bardzo chrześcijański. A żabki nadają mu wręcz charakter przypowieści. (...) Technicznie film jest świetny: muzyka robi ekstra klimat, a kamera wyczynia cuda, zwłaszcza w korytarzach budynku telewizji (winda!!!). Warto obejrzeć drugi raz, tylko rzeczywiście w wygodnych fotelach. 9 punktów [28 kwietnia 2000, Bałtyk, Łódź]